Ula

2
Moja pierwsza "poważna" interakcja z dziewczyną miała miejsce w technikum. Typowo męska szkoła, przez 5 lat żadnej laski w klasie. W młodszym roczniku były chyba ze 2, ale nie przeruchałbym żadnej nawet pochodnią Gondoru. No więc była sobie wycieczka integracyjna z inną szkołą średnią, liceum w którym były praktycznie same dziewczyny. Zapewne nauczyciele się zlitowali nad naszym losem i zorganizowali coś takiego żebyśmy mogli choć popatrzeć z bliska na płeć piękną. Mój wybór padł na Ulę, lekko alternatywno-buntowniczą blondynkę z warkoczami. Niestety byłem zupełnie zielony w te klocki, i nie wiedziałem nawet jak sensownie do niej zagadać. Na szczęście jakoś przez znajomych złapałem z nią kontakt, i nawet udało mi się iść z nią na katolicką (!!!) potańcówkę. Byłem na tyle zjebany że gdy zaczynali grać spokojniej i można było tańczyć wolnego, to ja szedłem odpocząć... Wszystko wyszło nienajgorzej, na koniec nawet dostałem buziaka w policzek, po którym tak mnie zakręciło jakbym duszkiem pól litra wypił. Niestety (albo stety) kontakt się urwał po kilku tygodniach, poprzedzony oczywiście romantycznym wyznaniem miłości z mojej strony. No cóż, od czegoś trzeba było zacząć...

PROTIPy: warto czasem się odważyć, ale bycie skrajnym romantykiem (czyli miękką pipką) nie popłaca.
Ula
0.040304183959961