Kampania Mazowiecka cz.1

5
Historia ma swoje źródło w kampanii RPG która zrodziła się w mojej zrytej głowie wiele lat temu, endżoj.

Akcja rozgrywa się na terenach postapokaliptycznej Polski, w ruinach Warszawskiej Pragi Północ. Czym różni się ten świat od dnia dzisiejszego, możecie zapytać, otóż przez Europę przeszedł lodowiec, który przyniósł ze sobą magię i dziwne mutacje.
Wracając do Warszawy, czterech przyjaciół którzy nie wiedzą jeszcze jaka podróż na nich czeka.

Ziobron Kuflogłowy - urodzony dyplomata, stanowczy fanatyk wędkarstwa (nigdy nie złowił ryby)
Kampania Mazowiecka cz.1
Kaczyzman Menelaos - przyczajony bimbrownik i ukryty alpinista: mistrz tulipanów
Kampania Mazowiecka cz.1
Zbigniew Wij - kuzyn wodza wioski , przyjaciel Menelaosa i główna ofiara naszej opowieści
Kampania Mazowiecka cz.1
Władysław Norim - podróżnik oraz wielbiciel kawy, zwłaszcza rano, po plemiennych rytuałach
Kampania Mazowiecka cz.1
Kąpiąc się w Wiśle(we Wiśle?), rzece, do której wódz codziennie srał, Zbigniew znalazł pewnego dnia niecodzienny obiekt, jakby skórzany pojemnik okuty mosiądzem napis na którym (co wiedziałby, gdyby umiał czytać) głosił
'Teczka pracy
TW p.s.
"Bolek"
Tom I-III'
Zaniepokojony skonsultował to ze swoimi przyjaciółmi i razem postanowili udać się do wodza, Czaska Wija spytać o radę.
Arcymenel największej ruiny całej Lechii przeraził się na widok przedmiotu bardziej niż na myśl o istnieniu prohibicji i nakazał im schować nieczysty przedmiot i nikomu nigdy o nim nie mówić.

Niewiele później plemię zaczęło słyszeć nad powierzchnią Wisły krzyki i skandowania, wódz nie miał wątpliwości: mordercza wataha moherów wyczuła teczkę i szukała jej teraz na mazowszu. Gdy wódz rozważał już wygnanie delikwentów ze swoich ziem, pojawił się jego stary przyjaciel wiekowy mędrzec imieniem Krzysztof Ibisz szukający przyczyny przebudzenie moherowej armii wiele miesięcy przed pasterką. Śledztwo doprowadziło go na Pragę i tu wszystko stało się jasne po rozmowie z Czaskiem - teczka musiała zostać zniszczona. Niestety zniszczenie jej nie było takie proste, było tylko jeden człowiek w Wielkiej Lechii który wiedział, co trzeba zrobić - Arnold Czarnymurzyn, przywódca Ravy Mazowieckiej; to do niego Zbigniew musiał się udać i zasięgnąć porady.

Nie był jednak sam, bowiem jego przyjaciele wbrew rozsądkowi wyruszili na przygodę razem z nim a Krzysztof zaproponował, że wskaże mu drogę do ostatniego trzeźwego domu po tej stronie gór.
Kampania Mazowiecka cz.1
Podróż mijała powoli i w bólach, bohaterowie musieli racjonować alkohol a zapasy chleba i bimbru zaprawionego metanolem topniały w oczach i wątrobach. Po kilku dniach drogi zapadła desperacka decyzja - denaturat był pity nawet mimo braku chleba do filtrowania - był to niesamowity cios dla morale drużyny. Nocami, gdy podróżnicy leżeli na granicy świadomości, ich uszu dobiegała pieśń "Barka" wyta przez mohery w otaczających ich lasach. 
Atak nadszedł niespodziewanie, stare baby zaatakowały z ciemności wyjąc "Bogurodzicę" i wymachując różańcami a jak na złość Krzysztof zniknął i nie można go było nigdzie odnaleźć. Żule pod wodzą Menelaosa dzierżącego tulipan po rozbitej butelce piwa "Perła" ruszyli na armię wadliwych elementów obwodu elektrycznego. Po krwawej batalii i rozgromieniu oddziału zwiadowczego bohaterowie wyruszyli w ciemność słysząc narastające stukanie balkoników o leśne runo oraz zawodzone pieśni religijne. Gdy wypadli na polanę zobaczyli wielką pielgrzymkę niosącą krzyż i skandującą okrzyk bojowy "gdzie jest krzyż! GDZIE jest KRZYŻ! GDZIE JEST KRZYŻ". Przerażeni rzucili się do ucieczki, jednak mohery znały te tereny niczym ksiądz wnętrze ministranta i szybko skracały dystans co pozwoliło im rozpocząć ostrzał zniczami. Kiedy menele stracili już cała nadzieję, zobaczyli wysokiego mężczyznę na wzgórzu, za nim wschodziło słońcę obiecując nadzieję a obok niego zaczynały staczać się wozy drabiniaste. Wozy szybko zyskiwały prędkość i z klekotaniem osiek zmierzały w stronę starych bab, bezlitośnie rozjeżdżając je na dziwnych formacjach trawy przypominających pasy. Na pobojowisko zstąpił ze wzgórza majestatyczny człowiek, który okazał się ich przewodnikiem. "Panie Krzysztofie, kto to jest?" - zapytał jeden z mężczyzn którzy zmierzali za nim, "to, mój drogi Tomaszu, są ludzie o których Ci mówiłem, to ich ściga odwieczny wróg plemienia Hajtów - Arcymoher". Wszyscy zastygli słysząc imię najgroźniejszego drapieżnika na zachód od Gór Wieliczki, "jest sobota, jutro bestia wychodzi na łowy, czy plemię hajtów jest gotowe?" 
"miejmy nadzieję" mruknał Tomasz z plemienia Hajtów prowadząc Zbigniewa i przyjaciół w stronę taboru w którym mieszkał jego ród.
Kampania Mazowiecka cz.1
Nadszedł ten dzień, dzień mszy, dzień bitwy, dzień różańca i modlitwy, ecclesia tempore(przetłumaczcie sobie). Wataha moherów maszerowała przez lasy i pola mazowsza w stronę osady Hajtów gdzie czekały na nie ukryte za wzgórzami wozy. Godzina bitwy wybiła, wozy pchane siłą mięśni rozjeżdżały stare baby, krzyże łamały kości obrońców, tulipany i różańce siały spustoszenie po obu stronach konfliktu, stosy ciał rosły a wozy klinowały się w moherowej masie. Nosiciele tajnych dokumentów również dołączyli do bitwy, pozbywszy się kaca przy użyciu niskiej jakości wyrobów gorzelniczych Hajtów (perfum) ruszyli w stronę serca formacji emerytowanego odpadu społecznego. Przed nimi stanęła sama głosicielka dobrej promocji, monitoring każdego osiedla, stara baba która każdą emeryturę wysłała radiu maryja(tak, z małej) - Arcymoher kręcąc swoim wielkim różańcem o ołowianym krzyżu wielkości bochna chleba na końcu łańcucha z wyrytymi scenami z "Pasji" Mela Gibsona. Mimo nadludzkiej, jak na swój wiek, siły i szybkości oraz rozbicia głowy Ziobrona, bestia w końcu padła pod ciosami tulipana Menelaosa. Śmiertelny krzyk spowodowany podłączaniem do starożytnej baterii samochodowej przepłoszył pozostałe siły moherów otwierając bohaterom drogę do Ravy.

P.S.
postanowiłem to napisać pod wpływem impulsu, zdziwię się, jeśli ktoś tu dotrze, możliwe, że historię dokończę, bo contentu mi zostało na dobre 3 takie części, wypierdalam
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.44307017326355