Ośmioro z nich przyjęli pod swój dach, kolejnym kilku pomogli zbudować w lesie coś w rodzaju szałasu, następnie zaopatrywali ich w produkty podstawowe do przeżycia. Ci drudzy nie mieli szczęścia, zostali wykryci i zamordowani, natomiast pierwsza rodzina nadal ukrywała się na gospodarstwie Ulmów. Nie byli to jedyni żydzi ukrywający się w Markowej, wiele rodzin znalazło schronienie w okolicznych lasach i budynkach gospodarczych (zdarzały się przypadki ukrywania się w nich bez wiedzy właścicieli).
Niemcy doskonale wiedzieli o tym że w Markowej żyło przed wojną mnóstwo żydów, dlatego regularnie organizowano na nich obławy, w tym jedną z największych pod koniec 1942 roku. Mimo to Ulmowie nadal chronili przygarniętą przez siebie rodzinę aż do feralnego marca 1944 kiedy to całe przedsięwzięcie wydało się, prawdopodobnie przez donos jednego z posterunkowych z Łańcuta. 24 marca do Markowej przybył pluton egzekucyjny składający się z 4 niemców (w tym folksdojcze) i kilku polaków tzw. granatowych policjantów, funkcjonariuszy podporządkowanych okupantowi. Jako pierwsi zostali rozstrzelani ukrywani żydzi, następnie rodzinę Ulmów wyprowadzono przed dom.
Następnie podjęto decyzję o zamordowaniu dzieci a trochę ich Ulmowie mieli. Pierwotny plan tego nie zakładał, jednak zrobiono to aby "pozbyć się kłopotu". Zabito kolejno Stasię (8 lat), Basię (6 lat), Władzia (5 lat), Franciszka (4 lata), Antosia (3 lata) i Marię (2 lata). Po wszystkim oprawcy przystąpili do plądrowania okolicy i potężnego picia.