Historia pewnego wagonu

10
Pewnie wielu z was kojarzy ze szkolnego podręcznika historii charakterystyczne czarno-białe zdjęcie, na którym grupka francuskich wojskowych pozuje przy wagonie kolejowym. Albo i nie kojarzycie jeśli zaliczacie się do „szczęśliwców” jak wielu polskich uczniów, którzy na lekcji historii w każdej kolejnej szkole poszerzali wiedzę z zakresu starożytności i średniowiecza, ewentualnie na szybko renesansu bo tak jakoś się zdarzyło, że na najnowszą historię zawsze brakowało czasu XD
Na omawianej fotografii uwieczniono delegację przedstawicieli mających doprowadzić do zakończenia największego  (jak na owe czasy) konfliktu zbrojnego w dotychczasowej historii ludzkości, który ogarnął praktycznie cały świat, a zyskał miano Wielkiej Wojny.
Historia pewnego wagonu
Cały ten cyrk rozpoczął się w 1914 roku i trwał przez cztery długie lata, podczas których życie straciło ok. 15 milionów ludzi, z czego 1/3 stanowili cywile. W działaniach wojennych po raz pierwszy wykorzystane zostały samoloty oraz czołgi, na szeroką skalę zaczęto również używać gazów bojowych, które stały się przekleństwem żołnierzy często doprowadzając ich do kalectwa i śmierci. Na zachodnim froncie, gdzie walki prowadziły ze sobą wojska niemieckie z francuskimi trwał impas w postaci wojny okopowej. Pomimo ogromnych nakładów sił żadnej ze stron nie udawało się w znaczący sposób przezwyciężyć oporu przeciwnika. W takich warunkach żołnierze toczyli ze sobą ciągłe walki, nie zmieniając frontowej linii. Cztery lata wojennej zawieruchy, zapaść gospodarcza, a także brak widma zwycięstwa spowodowały, że w Cesarstwie Niemieckim rozpoczęto rozmyślać o rozejmie. 11 listopada 1918 roku do małego miasta Compiègne, położonego niecałe 100 km od Paryża przybyła delegacja niemiecka, która miała negocjować warunki zawieszenia broni. I tutaj zaczyna się historia chyba najsławniejszego w dziejach wagonu kolejowego, który stał się symbolem tego, że historia kołem się toczy (kolejowym hehe). Pierwotnie tabor ten miał spełniać jedynie funkcje restauracyjne, jednakże w październiku 1918 władze francuskie postanowiły o jego przebudowie na wagon salonkę, czyli taki apartament/gabinet dowódcy Ferdinanda Focha. 11 listopada w jego wnętrzu delegacja niemiecka pod kierownictwem Matthiasa Erzbergera o godz. 5:20 podpisała ze stroną francuską zawieszenie broni. Na wniosek marszałka Focha jako godzinę złożenia podpisów przyjęto 5:00 (możliwe, że gość lubił wszystkie czynności rozpoczynać jak Adaś Miauczyński o równych godzinach). Moment składania podpisów w wagonie traktowany jest jako symboliczny koniec I wojny światowej. Poniżej ilustracja wyobrażająca to wydarzenie.
Historia pewnego wagonu
Po następnych sześciu godzinach jego ustalenia weszły w życie. Początkowo miał obowiązywać przez 36 dni, później jednakże trzykrotnie go przedłużano. Postanowienia w nim zawarte zostały potwierdzone podczas traktatu wersalskiego 28 czerwca 1919 roku. Zawarcie pokoju w Niemczech niektóre środowiska zaczęły postrzegać jako swego rodzaju „nóż w plecy” zadany państwu przez socjalistów i Żydów. Opinie takie zyskiwały na wiarygodności w społeczeństwie za sprawą propagandy jakoby zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki (padając na szczególnie żyzny grunt w kręgach niespełnionych akwarelistów). W Niemczech pogłębiał się kryzys, kraj został okrojony, a całkowitą winą za wybuch wojny zwycięskie mocarstwa obarczyły państwo niemieckie. We Francji akt zakończenia wojny stał się tak popularny, że słynny wagon postanowiono przekazać do muzeum.  W latach 20-tych można go było zwiedzać na placu inwalidów w Paryżu, gdzie tłumnie odwiedzany i podziwiany przez turystów wystawiony był do 1927 roku.
Historia pewnego wagonu
Wtedy to zadecydowano o poddaniu go renowacji, by zachować go dla pokoleń w jak najlepszym stanie. Po jej przeprowadzeniu ponownie znalazł się w miejscu, które zdecydowało o jego sławie. W mieście Compiègne w specjalnie przygotowanym do tego budynku muzealnym był wystawiony do połowy 1940 roku.
Po rozpoczęciu kolejnej wojny wagon znów odegrać miał ważną rolę. Po zwycięskiej dla III Rzeszy kampanii wrześniowej w 1939 roku, Hitler postanowił zaatakować Francję, do czego doszło w następnym roku. Po szybkim rozbiciu wojsk francuskich oraz zajęciu neutralnych państw Beneluksu, wojska niemieckie triumfowały. W celu jeszcze większego upokorzenia Francuzów władze niemieckie (najprawdopodobniej po sugestii Goebbelsa) postanowiły zmusić swoich pokonanych przeciwników do podpisania nowego rozejmu w pamiętnym dla nich wagonie. Specjalnie na to wydarzenie wojska niemieckie przetransportowały wagon dokładnie w to samo miejsce, w którym 22 lata wcześniej rozgrywała się podobna akcja.
Historia pewnego wagonu
21 czerwca 1940 roku do lasu niedaleko Compiègne przybyli Niemiecy pod przewodnictwem samego Hitlera, by odwrócić w symboliczny sposób wydarzenia z końca poprzedniej wojny. Następnie udali się do pamiętnego wagonu, w którym Hitler zasiadł w fotelu zajmowanym ongiś przez marszałka Focha i rozpoczęto rozmowy negocjacyjne z francuską delegacją wojskową.
Historia pewnego wagonu
Kolejnego dnia o godzinie 18:50 Wilhelm Keitel przyjął dokument kapitulacyjny podpisany przez francuskiego delegata Charlesa Huntzigera, na mocy którego Francja została podzielona na dwie części: okupowaną przez Niemcy oraz marionetkowe państwo Vichy. Po tych wydarzeniach wagon został przetransportowany do Berlina i wystawiony na widok publiczny jako zdobycz wojenna.
Historia pewnego wagonu
W końcowej fazie wojny, gdy wojska alianckie zbliżały się do niemieckiej stolicy, postanowiono wywieźć go z miasta. Oryginalny wagon nigdy nie wrócił już do Francji, prawdopodobnie został zniszczony w trakcie brytyjskich nalotów lub zniszczony przez samych Niemców. Przetrwać miała tylko rama wagonu, która po wojnie posłużyła do zbudowania wagonu roboczego. Ostatecznie pojazd w 1986 roku został całkowicie zezłowany, po tym jak uczestniczył w wypadku. W latach powojennych władze francuskie postanowiły stworzyć replikę tego sławnego wehikułu i w 1950 roku umieściły ją w tym samym miejscu.
Los nie okazał się również łaskawy dla przedstawicieli pokonanych delegacji (zarówno niemieckiej jak i francuskiej). Matthias Erzberger został zamordowany 26 sierpnia 1921 przez członów prawicowej organizacji Consul, którzy widzieli w nim zdrajcę ojczyzny. Natomiast Charles Huntziger zginął 12 listopada 1941 roku w katastrofie lotniczej, wracając z inspekcji wojskowej w Afryce północnej.
Historia pewnego wagonu
To moja pierwsza dzida więc proszę o wyrozumiałość ;)
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

24 Grudnia 1914 Roku

4
Jeden z ubranych w wojskowy strój mężczyzn biegł dzielnie przed siebie wciąż trzymając piłkę przy swojej nodze. Wyczyn ten był tym bardziej imponujący nie dlatego, że robił to w ciężkich butach, ale dlatego, że teren boiska był wyboisty i pełny naprędce zasypanych lejów po pociskach artyleryjskich. Do tego wszechobecny śnieg zmieszany z błotem. Łatwo nie było. Może właśnie dlatego, gdy zawodnik w końcu postanowił uderzyć na bramkę zrobił to wyjątkowo niefortunnie. Piłka poszybkowała z dala od dwóch kupek mundurów pełniących rolę słupków i wpadła w zwój drutu kolczastego. Jęk zawodu wszystkich był doskonałym zamiennikiem gwizdka sędziego na zakończenie spotkania. 

Trzy do dwóch dla Niemców.
24 Grudnia 1914 Roku
Ale to nie wynik był najważniejszy w tym niezwykłym meczu. Wynik szybko stał się tylko dodatkową okazją do rozmów i uśmiechów, zawodnicy uścisnęli sobie dłonie, wrócili do rozmowy. Nawet jeśli nie każdy potrafił się dogadać, nawet jeśli na ciężki, twardy niemiecki akcent odpowiadały angielskie słowa. Nawet jeśli Brytyjczyk widział po drugiej stronie kogoś w pikielhaubie to nie sięgał po broń. 
To był święty dzień, 25 Grudnia 1914 roku. Boże Narodzenie.
24 Grudnia 1914 Roku
Okolice Ypres w drugiej połowie 1914 roku były intensywnym miejscem, gdzie wykuwał się charakter wojny okopowej mający być tradycyjnym krajobrazem działań bojowych przez najbliższe cztery lata. Mnóstwo niemieckich rekrutów rzucanych w masowych atakach nie przeżyło brutalnej siły ognia okopanych stanowisk karabinów maszynowych i piechoty. Ale wcale nie lepiej było, gdy atakowały połączone siły Brytyjczyków, Francuzów i Belgów. W październiku i listopadzie na belgijskich terenach życie straciło ponad dwieście tysięcy ludzi, podczas gdy sukcesy terytorialne albo strategiczne obydwu stron konfliktu były znikome. Zapanował impas, brakowało amunicji, środków do prowadzenia wojny w zbliżającej się zimie. Brakowało też przede wszystkim chęci...
Niegdyś zwykli ludzie siedzący teraz w okopach po podstawowym treningu, ale nawet i starsi, bardziej doświadczeni żołnierze, nie czuli żadnej motywacji do kolejnego bezsensownego ataku. Linie fortyfikacji, artyleria i karabiny maszynowe były zaporą, która wydawała się niemożliwa do przekroczenia. Ale najtrudniejsza była motywacja, by nakłonić ludzi do walki w imię wojny, która zaczęła się właściwie od śmierci jednego możnego w zamachu. Wojna jeszcze nie zdążyła odrzeć żołnierzy siedzących w okopach pod Ypres z człowieczeństwa i nierzadko dochodziło do nieformalnych, umownych przerw w działaniach wojennych oraz ostrzałach, by można było bezpiecznie zebrać ciała z obszaru ziemi niczyjej. Nierzadko dochodziło do bezpośrednich dialogów albo nawet pojedynczych spotkań między żołnierzami z obydwu stron konfliktu. Po prostu każdy chciał żyć i dać żyć innym. Niemniej to była niewielka skala uprzejmości, obecna ale tylko umownie.
24 Grudnia 1914 Roku
Ale 24 Grudnia 1914 roku stało się coś wyjątkowego. Nawet papież parę tygodni wcześniej zabiegał o to, by na ten wyjątkowy dzień przerwać działania wojenne. Oczywiście nie spotkał się ze zrozumieniem przywódców państw, które przecież nie po to wprawiły machinę w ruch, by ktoś teraz wymyślał pokój. Ale tam gdzie zawiść i chore ambicje "tych u góry" rozkazują swoje, tam w Wigilię Bożego Narodzenia zwyczajna ludzka przyzwoitość i człowieczeństwo wzięły górę. 
Ciężko dociec gdzie dokładnie się to rozpoczęło, podobnie jak ciężko dociec na ile wspomniany na samym początku mecz miał naprawdę miejsce. Jest wiele relacji różnych żołnierzy z wielu odcinków frontu, które możnaby przytoczyć. Ale można też je podsumować i bezpiecznie założyć, że te wszystkie spotkania, gry, wymiany podarunkami miały miejsce spontanicznie w wielu sektorach pod Ypres. Nie było żadnego nadrzędnego hasła, nawet żadnego oficjalnego pokoju. To byli tylko zadowoleni żołnierze z obydwu stron, którzy przez te kilka dni nie widzieli siebie jako wrogów ale po prostu drugiego człowieka. By uczcić narodzenie Jezusa Chrystusa wybrali w te dni uściśnięcie dłoni, wspólne zapalenie papierosa albo wymianę jedzeniem. Brytyjczyk, Francuz, Belg, Niemiec. Nieważne było kim jesteś, jaki mundur nosisz. Ważne było to, że jesteś człowiekiem i widzisz kogoś jako człowieka.
24 Grudnia 1914 Roku
To były niesamowite dni, wyjątkowe w całej historii wojen ludzkości. Wyjątkowe, bo niestety jedyne. Możliwe tylko dzięki temu, że ludzie wtedy nie byli jeszcze wyniszczeni wojną, wyniszczeni okrucieństwem, wyprani propagandą... Wieści o tych nieoficjalnych rozejmach szybko się rozeszły i jeszcze szybciej rozwścieczyły dowództwo. Ludzi, którym przeszkadza, gdy pionek zamiast zbić wrogą figurę woli z nią zaśpiewać kolędę. Ludzi, którzy potrzebują pod swoimi rozkazami zwierzęta z instynktem zabijania, a nie człowieka. I dlatego zadbano o to, by w przyszłym roku już nikt nie świętował. Z jak największym powodzeniem. Gwoli ścisłości - nawet w okresie świątecznym te spontaniczne rozejmy nie obejmowały całego frontu, bowiem były miejsca gdzie dalej toczono krwowe wymiany ogniowe, gdzie dalej ginęli żołnierze. Ale przynajmniej w części okopów święta mogły być spędzone w wyjątkowym gronie, które zebrało się tak tylko raz na całą historię.



Dlatego w święta pamiętajmy przede wszystkim o sobie, ale też o drugim człowieku. Niekoniecznie musi to być ktoś z rodziny, ktoś z "przyjaciół" albo pracy. Kłótnie, fałszywość czy też niechęć do kontaktu z ludźmi. To wszystko jest jak najbardziej zrozumiałe, każdemu życzę by spędził święta tak jak mu najwygodniej. Ale nawet jeśli postanowisz samotnie zostać w domu i pograć w gry, to nie zapomnij ani w święta ani przez żaden dzień w roku - życzę Ci spokoju i pogody ducha z okazji świąt. Nawet w grze możesz po prostu złożyć życzenia komuś z kim przyjemnie Ci się akurat gra. A może być nawet lepsze niż soczyste obcowanie z matką tego irytującego kampera. Trzymajcie się Dzidki.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Kto jest zdobywcą kogo?

0

Krótka lekcja podboju Piotrkowa Trybunalskiego

30.07.1914 - w Piotrkowie ogłoszona jest powszechna mobilizacja.
13.08.1914 - po wyniszczających walkach Piotrków przejmują wojska niemieckie.
27.08.1914 - miasto zdobywają wojska rosyjskie
29.08.1914 - pruska armia wypiera wojska rosyjskie
10-29.10.1914 - do Piotrkowa wkraczają a następnie wykraczają Polscy strzelcy.
30.10.1914 - wojska rosyjskie wypierają Niemców
02.11.1914 - nalot Niemców i ewakuacja zawartości skarbca bankowego przez Rosjan
16.12.1914 - atak wojsk austriackich i ostateczne przejęcie miasta.
Pięć miesięcy totalnego rozpierdolu. Szkoda, że nie nakręcili o tym filmu
Kto jest zdobywcą kogo?
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe

3
Ta dzida jest powiązana z moją poprzednią o karabinach przeciwpancernych, można przeczytać dla lepszego zrozumienia.
Oznaczenia naboi:
Kaliber x długość łuski (milimetry)
Wkm to karabin maszynowy strzelający amunicją o kalibrze od 11mm do 20mm. 20mm to już kaliber działek.
Wszystkie modele używały do zasilania taśmy nabojowej, chyba, że napisałem inaczej.
Pierwsze wkm-y powstały podczas I wojny światowej we Francji
i Wielkiej Brytanii. Miały one za zadanie zwalczać niemieckie balony obserwacyjne i zaporowe. Były to zwykłe karabiny maszynowe Hotchkiss i Vickers przekalibrowane na przestarzały francuski nabój 11x59R Gras. Ich pierwotne naboje to odpowiednio 8x50R Lebel i .303 British (7,7x56).
Pierwsze wkm-y jakie znamy dzisiaj zaczęto opracowywać pod koniec wojny przez Niemców i Amerykanów. Oba kraje chciały stworzyć broń zdolną do skutecznego zwalczania samolotów i czołgów, ponieważ pancerz obu maszyn powoli pogrubiał się. Pierwsi byli Niemcy ze swoim Maschinengewehr 18 (13,2x92SR) powstałym na bazie standardowego Maschinengewehr 08 (7,92x57). Niestety nie zdążył dotrzeć na front przed zakończeniem wojny.
Poniżej MG 08:
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Amerykanie swój wkm skończyli po I wojnie światowej. Powstały na bazie Browninga M1917 (7,62x63) nowy Browning M1921 (12,7x99) był podobnie jak niemiecki odpowiednik ciężką statyczną bronią chłodzoną płaszczem wodnym. Nowa broń weszła do produkcji w 1929 roku głównie jako broń przeciwlotnicza, także na okrętach. Broń stopniowo rozwijano. W 1933 powstała wersja Browning M2. Najważniejszą różnicą było usunięcie płaszcza wodnego. Podczas II wojny światowej montowano go na większości czołgów amerykańskich jako broń przeciwlotnicza krótkiego zasięgu. Mógł byc też używany do zwalczania piechoty za osłonami. Służył także jako zwykły karabin maszynowy na trójnożnej podstawie lub w wyspecjalizowanych pojazdach przeciwlotniczych. Powstała też wersja z lekką lufą AN/M2 używana głównie w samolotach. Znajdowała się na uzbrojeniu prawie wszystkich samolotów bojowych USA aż do wojny w Korei. Można śmiało stwierdzić, że pakowano go gdzie tylko się dało.
Poniżej M1921, AN/M2, M2
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Poczwórnie sprzężony M2 jako broń przeciwlotnicza:
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
M4 Sherman z M2 na dachu:
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Francuzi także stworzyli wkm do celów przeciwlotniczych. Nazywał się Hotchkiss mle 29 (nazw miał kilka) i strzelał nabojem 13,2x99 a od 1935 roku 13,2x96. Oba miały taką samą długość całkowitą, ale ten drugi wolniej zużywał lufę. Używał 30 nabojowych magazynków przez co miał stosunkowo małą siłę ognia. Używało go w sumie 14 państw, najważniejszymi użytkownikami byli Francja, Włochy i Japonia. Polska wyposażyła w te karabiny swoje okręty. Na zdjęciu podwójnie sprzężone, bez magazynków montowanych od góry.
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
W 1932 roku Brytyjczycy zrobili to samo co Niemcy i powiększyli swój karabin maszynowy Vickersa. Nowa broń nazywała się Vickers .50 machine gun i strzelała wyraźnie słabszym od naboi innych państw 12,7x81 SR. Używany był głównie jako broń przeciwlotnicza na okrętach. Japończycy i Włosi użyli naboju do zasilania karabinów maszynowych montowanych na samolotach. Dzięki mniejszej energii te konstrukcje były bardziej szybkostrzelne od amerykańskiego Browninga M2.
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
W 1935 roku swój wkm ZB-60 wprowadzili Czechosłowacy. Wystrzeliwał nabój 15x104. Przeznaczony był zarówno do ostrzeliwania samolotów jak i celów naziemnych. Karabinu używała także Jugosławia. Niemcy zdobyczne egzemplarze używali w roli lekkiej broni przeciwlotniczej (najmniejszy kaliber niemieckiej broni przeciwlotniczej wynosił 20mm). Poniżej wrsja na podstawie kołowej:
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Brytyjczycy skopiowali tę broń, nazwali 15mm Besa i wsadzili do samochodów pancernych. Strzelali z niej pojedyńczo gdyż serie wprawiały lufę w drgania i powodowały niecelność broni. Nie znalazłem informacji o tym jakoby Niemcy mieli ten sam problem z przechwyconymi od Czechosłowacji i Jugosławii egzemplarzami. Być może problem wynikał z montarzu. Poniżej Humber Mk 2 uzbrojony w tę broń:
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
W 1938 roku Polacy wprowadzili do służby swój Nkm wz.38 FK. Skrót oznacza "Najcięższy karabin maszynowy" bo tak przed wojną nazywano wkm-y. Obecna nazwa pochodzi z języka rosyjskiego. Broń ta w zasadzie powinna być zakwalifikowana jako działko automatyczne gdyż strzelała nabojem 20x138B. Ostateczna wersja miała jedynie 5 naboi w magazynku. Z tego powodu bardziej nadawała się jako broń przeciwpancerna. Montowano ją głównie w tankietkach TKS gdzie dobrze radziła sobie z niemieckimi czołgami z począku wojny. Do września 1939 wyprodukowano jedynie 55 sztuk. Wersja dla piechoty:
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
I w tankietce TKS:
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Gdzieś w latach 30 Duńczycy zrobili podobnie ze swoim wkm-em Madsen 20x120. Pojedyńcze sztuki zakupiły niektóre kraje europejskie jako broń przeciwlotniczą lub przeciwpancerną. Ta broń także miała magazynek zamiast taśmy. Pojemność 25 naboi.
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
W Związku Radzieckim historia wkm-ów jest bardziej skomplikowana. Pierwszy wkm DK 12,7x108 wszedł do służby już w 1934 roku. Była zasilana magazynkiem na jedynie 60 naboi co uznano za niewystarczające. W 1938 roku do służby wszedł DSzK czyli poprzednik ale z dobudowanym systemem zasilania taśmą. Wraz z tą wersją wprowadzono podstawę kołową. Broni używano jako przeciwlotniczo-przeciwpiechotną. Do strzelania przeciwlotniczego dołączano wysoką podstawę trójnożną zamiast kołowej.
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Po inwazji III Rzeszy na ZSRR rozpoczęto prace nad wkm-em na nabój 14,5x114 który powstał pierwotnie do karabinów przeciwpancernych. Oficjalnie wszedł do służby w 1949 roku a w praktyce kilka lat wcześniej. KPW służył głównie w roli przeciwlotniczej, wersja czołgowa KPWT odnalazła się jako broń transporterów opancerzonych.
Ciężko znaleźć dobre zdjęcie.

W 1971 zaczęto zastępować przestarzały DSzk nowym i bardziej praktycznym NSW. Nie ma co się rozwodzić, był po prostu nowym, lepszym zamiennikiem.
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Gdzieś w tym czasie Amerykanie odczuli potrzebę posiadania czegoś mniejszego niż Browning M2 do zabudowy w ciasnych pojazdach pancernych. Nowy M85 okazał się bardzo zawodny. Dodatkowo uzywał innej taśmy co komplikowało logistykę. Służył jedynie na dwóch pojazdach - M60 Patton i LVTP-7. Wycofano go na korzyść starego Browninga.
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Ostatnim wkm-em jest rosyjski Kord. Z zewnątrz wygląda jak NSW na dwójnogu, lecz wewnątrz jest inną konstrukcją. Powstał dlatego, że zakłady produkujące starszy model znalazły się
w nowopowstałych Kazachstanie i Ukrainie.
Wielkokalibrowe Karabiny Maszynowe
Obecnie w służbie pozostają Browning M2 i jego rozwinięcia, DSzk, NSW, KPW i Kord. Wraz z nimi naboje 12,7x99, 12,7x108
i 14,5x114. Straciły one swoją przeciwlotniczą rolę już podczas II wojny światowej. Zastąpiono je działkami 20mm-40mm. Stały się przestarzałe przez zwiększenie prędkości samolotów oraz przez stosunkowo niewielki zasięg skuteczny w porównaniu do działek. Mimo to nadają się jeszcze do ostrzeliwania śmigłowców. Ich obecną rolą jest jeszcze ostrzeliwanie celów ukrytych za przeszkodami, lekko opancerzonych lub odległych na tyle, że są poza zasięgiem broni mniejszego kalibru. Jako ciekawostkę mogę podać, że podczas Wojny w Wietnamie Carlos Hatchcock używał Browninga na trójnogu z dołączoną lunetą zamiast zwykłego karabinu wyborowego. Był bardzo skuteczny.

Mam nadzieję, że tutaj obyło się bez debilnych błędów oraz, że nie zanudziłem. Zgodnie z tradycją tej strony wypierdalam.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.12472105026245