od siebie tez polecam ta ksiazke.

56
Chciałbym tu wkleić część wypowiedzi korwina.
od siebie tez polecam ta ksiazke.
Za okupacji Polski przez II Rzeczpospolitą był tylko jeden polityk, który był w stanie uratować Polskę – i w gruncie rzeczy cały świat Nazywał się Władysław Studnicki-Gizbert. Głosił absolutnie niepopularną tezę, że Polska powinna mieć w Hitlerze nie wroga, lecz sojusznika.
Uważany był za niemieckiego agenta – w najlepszym razie za wariata. Jego artykuły cenzura zdejmowała, Jego proroczą książkę skonfiskowano zanim opuściła introligatornię. O dziwo: fizycznie nic Mu nie zrobiono, jeszcze po wojnie publikował.
Jednak nawet po wojnie, gdy było już oczywiste, że miał rację - tej racji Mu nie przyznano. Bo przyznanie Mu racji oznaczałoby, że wszyscy politycy II RP to banda durniów, a popierający ich Polacy to masa (90%...) durniów do kwadratu.
Co by się stało, gdyby posłuchano wtedy Studnickiego?
Zacznijmy od drobiazgów.
III Rzesza miała do II RP stosunek bardzo przyjazny – bo do 1938 roku liczyła, że Polska przystąpi do Paktu Anty-Kominternowskiego. Natomiast Wolne Miasto Gdańsk miało do Polski stosunek wrogi (po części z naszej winy). Byłoby zabawne patrzeć, jak hitlerowcy biorą Gdańszczan za pysk i każą im być miłymi dla Polaków. W każdym razie: należało oczywiście zgodzić się na połączenie W.M.Gdańska z III Rzeszą.
Należało też oczywiście przystąpić do PA-K – i razem z III Rzeszą, Włochami, Rumunią, Węgrami i Słowacją (ale przede wszystkim z Japonią!) uderzyć na Związek Sowiecki. Nieoczekiwany (po zajęciu Zaolzia) zwrot Polski przeciwko Niemcom spowodował, że Hitler w panice zmieniał plany i złamał podstawową zasadę PA-K zawierając Układ Ribbentrop-Mołotow; na co Japonia się obraziła, również podpisała układ z ZSRS i zamiast na Sowiety uderzyła na USA!
Należało również – co nie jest już oczywiste – zgodzić się na eksterytorialną autostradę i linię kolejową do Prus Wschodnich. Oczywiście na koszt Niemiec – i pod warunkiem, że nie będzie to przeszkadzać w komunikacji Polski z Pomorzem. Nie było najmniejszego powodu by rozwścieczać Niemców jadących do krewnych tym, że mają dwa razy pokazywać na granicy paszporty. I to samo tyczy transportu towarów. Jeśli planowaliśmy wojnę z III Rzeszą to ułatwiać transportu Niemcom nie należało – ale jeśli mieliśmy u boku III Rzeszy uderzać na Sowiety – to, oczywiście, tak! Niech sobie jeżdżą (i przewożą wojska do Prus Wschodnich).
Jakie byłyby skutki wspólnego ataku na Sowiety?
Upadek ZSRS, który bez tego jeszcze przez długie lata straszył w polityce światowej.
Uwolniono by Rosję i pozostałe kraje sowieckie od komunizmu. Dla Estonii, Karelii, Litwy, Łotwy i krajów kaukaskich to czysty zysk. Dla Jakutów, Ewenków, Tunguzów, Mongołów, Ujgurów, Kazachów itd. oznaczałoby to życie w marionetkowych państwach pod protektoratem Japonii – chyba zdrowszym, niż ucisk sowiecki.
Polska rozszerzyłaby się nieco na Wschód.
Hitler osadziłby kilkanaście milionów Niemców na Powołżu, gdzie śp.Katarzyna II Wielka już w 1763 Niemców zaprosiła. Wielu Rosjan nie byłoby zachwyconych – ale lepiej stracić kawał terytorium i wyjść spod sowieckiego jarzma niż nadal się pod nim znajdować.
Stalina i czołówkę KPZS powiesiłoby się zanim mieliby okazję wymordować Polaków w Katyniu, Tatarów, Czeczeńców i innych „zdrajców”.
W wojnie z ZSRS zginęłoby zapewne mniej polskich żołnierzy, niż zginęło ich podczas II Wojny Światowej.
Nie zginęliby polscy cywile. W szczególności ocalałoby kilkanaście milionów polskich i europejskich Żydów – tak samo, jak ocaleli Żydzi włoscy. Hitler byłby zajęty urządzaniem pobitych ziem – ale wszystkie ówczesne państwa europejskie deklarowały chęć pozbycia się Żydów!
Co by się z nimi stało? Przypominam rozmowę śp.Józefa Lipskiego, ambasadora II RP, z Adolfem Hitlerem w Berchtesgaden:
„Pod koniec niemiecki dyktator wspomniał o zamiarze »załatwienia, w drodze emigracji do kolonij - w porozumieniu z Polską, Węgrami, może i Rumunią - zagadnienia żydowskiego«. Lipski odpowiedział, iż jeśli Hitlerowi uda się osiągnąć ten cel, »postawimy mu piękny pomnik w Warszawie«”. O żadnych „koloniach” nie byłoby wprawdzie mowy, bo nie byłoby wojny światowej (nb. to kolejny przykład, że Hitler myślał o wysiedleniu, a nie wymordowaniu Żydów!) – ale ZSRS był państwem o największym terytorium na świecie i coś by się tam dla Żydów znalazło. Być może pod okupacją japońską, nad Birą i Bidżanem, gdzie Stalin już utworzył Żydowski Okrąg Autonomiczny...
Wojny światowej by nie było. Anglia pewno chciałaby osłabić III Rzeszę – ale ZSRS miał tak złą prasę na Zachodzie, zwłaszcza po procesach moskiewskich, że wojna w obronie ZSRS nie wchodziłaby w rachubę. Tym bardziej nie ruszyłaby się Francja. Ocalałyby dziesiątki milionów ludzi, uniknęlibyśmy ogromnych strat materialnych. A Amerykanom nie udałoby się rozwalić Imperium Brytyjskiego i Imperium Francuskiego. Zachód rozwijałby się w spokoju.
Rozumiecie, co to znaczy dla rozwoju ludzkości: „Nie byłoby II Wojny Światowej”?
I co znaczy: już w 1939 zniknąłby Związek Sowiecki?
Co prawda w to miejsce istniałoby Cesarstwo Japonii i III Rzesza, ale te państwa zajęte byłyby konsumpcją ogromnej zdobyczy, jaką byłoby największe państwo świata, czyli ZSRS oraz najludniejsze państwo świata, czyli Chiny - i nie miałyby powodu by ryzykować wojnę z całym światem. A potem Hitler by umarł, nastąpiłaby „odwilż” i „pieriestrojka”...
To wszystko by nastąpiło, gdyby polscy politycy posłuchali jednego człowieka: Wacława Studnickiego.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.10242700576782