zostałem papugowym imperatorem

7
Właśnie odebrałem dyplom na uniwersytecie Yale za wybitne osiągnięcia w dziedzinie chemii. Droga do tego była długa, a wzięła się z głupoty i przypadku. Evan, mój wujek zajmuje się hodowlą papug. Blisko od 4 lat mu w niej pomagam, ale moja przygoda z tymi wspaniałymi zwierzętami zaczęła się już od moich najmłodszych lat. Ilekroć za młodu jedliśmy jajka, nie wyrzucaliśmy skorupek po nich. Liczne składniki odżywcze, w tym przede wszystkim wapń, są wspaniałą pożywką dla owych zwierząt. Eksperymenty prowadzące do teraźniejszego sukcesu zaczęły się od niewinnej zabawy. Tata zawsze mi kazał obierać jajka, a ja urządzałam między nimi turniej: zderzałem jajka o siebie, aż do wyłonienia zwycięzcy. Ostatnie jajko jako jedyne nie było pęknięte i zawsze superskorupkę z tego superjajka przeznaczałem na paszę dla mojej papużki Jastrzębia. Endrju, Sajmon i Tina (papużki rodzeństwa) zawsze dostawały paszę z beta jajek. Praktykowałem to zarówno z moim pupilem, jak i z jego późniejszym potomstwem. Rozrost domowej papugarni zaczął przewyższać nasze domowe warunki i możliwości, co wykorzystał nasz wujek wietrząc plan na biznes. Akurat mieszkał niedaleko, więc wszystko poszło do niego, zarejestrował działalność, a ja wpadałem kontynuować moje eksperymenty (bardziej kwestia przyzwyczajenia niż świadomy wybór).
Następne pokolenia papug się wykluwały, a różnice między skorupkarzami alfa i beta popierdułkami stawały się coraz większe: różnice w wielkości dziobów, długości pazurów i lśnieniu upierzenia. Kiedy powiedziałem w żartach wujkowi, że to pewnie przez mój jajcarski eksperyment, on potraktował to poważnie i zgłosił to do odpowiednich instytucji. Xanth labh industry potwierdziło, że 11% zwycięzców jajkowych igrzysk zawiera więcej wapnia a, 1,2% z nich ma inne wiązania związków chemicznych. Doprowadziło to do rozpoczęcia obecnie trwających badań i wręczenia mi nagrody, a po pytaniu mnie jak na to wpadłem udzieliłem oczywistej odpowiedzi: wystarczy przeczytać wielkie litery w tekście.
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Warto pomagać

27
Warto pomagać
Wczoraj z rana słyszałem głośne miauczenie. Na wąskim parapecie u sąsiadów siedział przerażony kot (4 piętro). Okna były zamknięte, a u sąsiadów w domu nikogo nie było. Zadzwoniłem pod 112, po kilku min przyjechała na sygnale straż pożarna. Zanim zdążyli przygotować sprzęt do wchodzenia na górę, to jeszcze inna sąsiadka pobiegła do mieszkania obok (tego z kotem na parapecie) sprawdzić, czy coś się u nich nie dzieje, bo zobaczyła straż na sygnale pod budynkiem. Powiedziałem jej co i jak, otworzyliśmy okno od środka, a kotek trafił do właścicielki. Nie piszę tego dla atencji czy poklasku, po prostu warto wyciągnąć z tego 3 wnioski
1. Warto pomagać. Dla mnie to 15 minut mniej, fajna historia do opowiedzenia, a przede wszystkim dobre uczucie z pomocy komuś
2. W kryzysowych sytuacjach starajmy się myśleć na chłodno i wzywajmy odpowiednie służby, nie bądźmy bohaterami na siłę. Właścicielka kota (mieszkanie jeszcze dalej niż siedział kot) cała w emocjach chciała wyjść na strome dachówki i ratować kota. Wezwanie pomocy pośrednio ocaliło kota i pomogło uniknąć tragedii
3. Właściciele kotów, montujcie moskitiery w oknach lub inne zabezpieczenia. Kot wyszedł przez uchylone okno, ale sam już nie wiedział jak/bał się wrócić
To tyle na dzisiaj, miło dla odmiany napisać coś prawdziwego i z dobrym przekazem, pozdrawiam :) 
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼

Głupie kurwisko

346
Pracuję w Januszexie. Do czasu było dobrze, aż firma zaczęła się "rozwijać". Robimy jakieś śrubki, wkręty itp. Pan Janusz wymyślił sobie "biuro projektowe" w drugim skrzydle i zatrudnił tam swoją jebniętą córeczkę. Tylko co ona może mieć wspólnego z projektowaniem metalowych elementów po swoich gender studies z Holandii? Otóż niewiele. Na projektowaniu się nie zna, dobre projekty mamy od lat, to zaczęła się sobie wymyślać co może "ulepszyć" w firmie.
Pomyślałem sobie co ona może zmienić, jak ona gówno potrafi? No i niestety gówno to był dobry trop..
Na zmianie max 16 osób, w czym 13 chłopa, sekretarka, szef i Jaśnie Pierdolnięta córunia. 6 toalet koedukacyjnych (w każdej sedes i umywalka, 1 przy wejściu, z której korzystała tylko sekretarka i ew klienci przy podpisywaniu umowy), ale wymyśliła sobie, że ma być toalet po równo! I nie nie nie, nie 3 dla chłopów, 3 dla bab. 2 dla "osób z zaimkiem on", 2 dla "osób z zaimkiem ona" i 2 dla osób nie binarnych XD Po tygodniu krzyków stanęło na 3 oznaczonych jako męskie i 3 jako damskie. My korzystaliśmy dalej tak samo ignorując jej krzyki, za to klienci musieli iść na halę do łazienki zamiast tej przy wejściu.
Kolejnym wspaniałym pomysłem był "dzień różu". W każdy czwartek każdy miał przyjść ubrany na różowo. Po wycenie sprzętu roboczego w kolorze różowym szef musiał zavetować przy lamencie córki.
Na początku marca wymyśliła, że jesteśmy postępową firmą i zrezygnujemy z dnia kobiet i mężczyzn, za to każdy może wybrać sobie taki swój dzień, w który będzie świętować. W końcu płci jest nieskończenie wiele XD Swój wybrała oczywiście na 8 marca. O koncepcji urodzin i imienin chyba oczywiście nie słyszała xd Reszta zgodnie wybrała 30 września i coś mocno kręciła nosem. Płakała do szefa i kazała zmienić. Po 29 września też płacz. To żeby się odjebała daliśmy na 10 sierpnia. Wszystkie 3 kobiety w firmie dostały ten sam prezent, bukiecik kwiatów i voucher chyba do zara home. Sekretarki wniebowzięte, a tamta obrażona, że prezent typowo kobiecy xd później miała dużo jakichś pomysłów, ale już nie chciałem o tym słuchać od współpracowników. Następna akcja była 10 sierpnia. Każdy zapomniał o tym niby dniu chłopaka. Córeczka kazała wstrzymać produkcję, zwołała wszystkich że ma prezenty. Każdy dostał zestaw szarej taśmy i Wd40. Nie powiem, zdziwiłem się. Od niej coś użytecznego? Wow. Każdemu pomysł się spodobał, podziękowaliśmy i chcieliśmy się rozejść. No i wtedy się zaczęło.. Zaczęła drzeć mordę, że to toksyczna męskości, chciała nam tym udowodnić jak poczuła się dotknięta dostając kwiaty, że powinniśmy czuć się oburzeni, że nie po to walczy o równość i tolerancję, po czym rzuciła gaśnicę w maszynę za 40 tysięcy. Uszkodziła główny element. Na szczęście po tym incydencie szef ją zwolnił i mogliśmy wrócić do naszej starej, błogiej chujni
Obrazek zwinięty kliknij aby rozwinąć ▼
0.15960502624512