I jeszcze jedna laska poznana na czacie, ale tym razem z innego (na szczęście niezbyt odległego) zakątka Polski. Studentka, a jakże. Pojechałem do niej w ciemno, i kiedy wreszcie się spotkaliśmy, ujrzałem średniego wzrostu - ale ponadprzeciętnej wagi - dziewczynę z wieloma kolczykami na twarzy i zajebistymi dreadami na głowie (dość powiedzieć, że gdy kiedyś pokazałem ojcu jej zdjęcie, to na jego twarzy odmalowało się bardzo wyraźnie "o kurwa, serio?!"). Pojechaliśmy do niej na stancję (siostra z którą mieszkała została zapewne wyprawiona w cholerę żeby nie przeszkadzała), przygotowała kolację, po której zafundowała mi deep throat z prawdziwego zdarzenia, pozwoliła wylizać cipkę (pierwszy raz sprawiło mi to frajdę), a potem seksy do rana - przerywane rozmowami przy jakiejś nastrojowej muzyczce. Nie muszę dodawać, jak wielkie to na mnie zrobiło wrażenie. Potem co prawda, przy okazji szczerych rozmów, wyszło że tak sobie jej przypadłem do gustu (jak i ona mi) w pierwszej chwili, ale to nie było istotne. Ważne że było nam fajnie... Do czasu. Na początek przyszła nuda, bo nasze spotkania wyglądały tak: przyjeżdżałem do niej (nigdy nie wpadła do mnie, pewnie uznała to za zbyt zobowiązujące), robiliśmy/zamawialiśmy kolację, gadaliśmy, seksiliśmy się (uwielbiała brać w pupę, do czego dość długo musiała przekonywać mnie (!!!), ale w końcu się przemogłem i od tego czasu było ekstra), oglądaliśmy jakieś filmy czy słuchaliśmy muzyki, i w zasadzie tyle. No, czasem jakiś jej znajomy wpadł. Jedyne wyjścia to były na jakieś króciótkie późnowieczorne spacery, albo wypady na zakupy do pobliskiego sklepu. Przyznacie, że niezbyt imponująco - ale to głównie przeze mnie, bo taki był ze mnie typ (przez dłuuugi czas), co to najchętniej siedzi w swoich czterech ścianach. Czasem kupowałem jej kwiaty albo jakiś upominek, ale to oczywiście na dłuższą metę nic nie zdziałało. Poza tym trochę się podśmiewała ze mnie. Ona sama pracowała na część etatu, jednocześnie studiując, a ja tylko studiowałem, mieszkając ciągle z rodzicami. Nie mogła się więc nijak pochwalić mną przed znajomymi, o czym wielokrotnie mi przypominała. Nasze relacje zaczęły się psuć, i byłem coraz gorzej przez nią traktowany. W końcu, pewnego pięknego wieczora, Kaśka miała iść na imprezę. Niestety, koleś z którym szła wystawił ją, więc mocno się wkurzyła, bo już była wyszykowana i niemal w drzwiach stała. Wtedy odezwał się do niej inny znajomy, że gdzieś ją zabierze. Ale i on nawalił. Tego było za wiele, wściekła się strasznie i zaczęła się wyładowywać na mnie, mimo że wcale niczemu nie byłem winien. Uznałem wtedy, że nie mam ochoty służyć jako chłopiec do bicia, i oznajmiłem jej że z nią zrywam. Nie pamiętam, co było potem, ale raczej szybko się z tym pogodziła. Uważam, że dobrze zrobiłem - to nie miało sensu, ona potrzebowała fajnego, towarzyskiego kolesia, dobrze wyglądającego i zarabiającego na siebie. Nie byłem wtedy w stanie spełnić tych wymagań.
PROTIPy: Nie wolno dziewczyny zanudzić: czasem warto się przełamać i zrobić coś wbrew swoim przyzwyczajeniom.